Nie ma chyba osób, którym nie byłyby znane kabaretowe postaci Heli i Mariana. To znak firmowy znanego kabaretu ?Koń Polski?, który powstał dokładnie przed 30 laty. Inicjatorem założenia był Leszek Malinowski. Z kabareciarzem i aktorem spotkaliśmy się w Jaworzu, gdzie uczestniczył w turnieju tenisowym artystów polskich. Znalazł również czas, by porozmawiać z ?Gazetą Beskidzką?.

Redakcja: W tym roku ponownie można pana spotkać w Jaworzu. Jak to się stało, że trafił pan w to miejsce i przyjeżdża w Beskidy po to, by wystąpić w roli tenisisty?
Leszek Malinowski: To ciekawa historia, bo pierwszy raz w hotelu Jawor pojawiłem się z kabaretem na spotkaniu firmowym. Wtedy nie znałem jeszcze właścicieli, państwa Wawroszów. Ale bardzo dobre kontakty miał tu Grzesiu Poloczek i tak narodził się pomysł organizacji turnieju tenisowego. Już w drugiej edycji zawodów z udziałem artystów skorzystałem z zaproszenia. Od tego czasu jestem tu właściwie stałym bywalcem.

Z Jaworza bardzo blisko do Bielska-Białej. Zna pan to miasto?
Jestem człowiekiem ciekawym świata i lubię zwiedzać. Nie mogłem więc nie korzystać przez lata z możliwości odwiedzania tak ciekawego miasta, jak Bielsko-Biała. Andrzej Wawrosz pokazał mi tu nieprawdopodobne rzeczy, których ciężko doszukać się nawet w różnych przewodnikach po mieście. Widziałem choćby niesamowite cmentarze ewangelickie. To takie oazy świata z przeszłości w centrum miasta. Bielsko-Białą widzę jako miasto bardzo prężne, które powstało na granicy kultur i stanowi coś w rodzaju narodowościowego tygla. Muszę przyznać, że fascynuje mnie to miasto. Proszę mi pokazać inne miasto, które ma taką różnicę poziomów ? od centrum, aż po znaną mi górę Szyndzielnię. ?Kręci? mnie poznawanie takich miejsc.

Zatem Bielsko-Biała i Beskidy poznał pan nie tylko przy okazji tenisowego turnieju?
Dzięki temu, że związki z hotelem Jawor mam częste poznałem też góry. Przybywam do Bielska także zimą i uczestniczę w odbywającej się tu Zadymce Jazzowej. Miałem okazję być na wielu koncertach, również tym wspaniałym i pamiętnym w schronisku na Szyndzielni. To fantastyczna impreza. Myślę, że jedna z takich atrakcji ściągających ludzi do tego miasta.

A tenis? Sport?
Zawsze miałem ciągoty do uprawiania sportu. Jako 30-latek grywałem w piłkę nożna, co było moją pasją. Ale po jednym z meczów byłem tak pokopany, że nagle podjąłem decyzję o przestawieniu się na sport, w którym przeciwnicy nie będą mogli mnie kopać. Wybór padł na tenis i ten sport mnie zafascynował. Brałem trochę lekcji, później zaczęli grać również moi koledzy, trafiłem na turniej tenisowy artystów. Jest to jedna z moich pasji. I to aż do tego stopnia, że tenisem ?zaraziłem? żonę. Najwyraźniej idzie jej trochę lepiej niż mnie, bo w tym roku dotarła nawet do finału.

Turniej ?Beskid Cup? i sportowa rywalizacja, wspólne spotkanie środowiska artystów, czy może jednak walory pięknego regionu. Co przeważa?
Trudno stwierdzić, co ma większą wartość. Bo przyciąga mnie tenis i nasza sportowa rodzina artystyczna. To wszystko wspaniali ludzie i cieszę się, że mogę z nimi przebywać. Łączy nas zdrowa pasja i nie sposób tych spraw od siebie rozdzielić. W cudownym miejscu spotykamy się z przyjaciółmi, a przy sportowej rywalizacji świetnie się bawimy.

Kabaret ?Koń Polski? pojawia się ostatnio rzadziej. Z czego to wynika?
Nie mam takiego wrażenia, że jesteśmy mniej widoczni. Dwa tygodnie temu prowadziliśmy naszą wielką imprezę Festiwal Kabaretu w Koszalinie. A czy ?Koń Polski? pokazuje się rzadziej? Cóż, trzeba zdać sobie sprawę, że w latach 90. programów kabaretowych było kilka. Nie było też dużego wyboru stacji telewizyjnych. Dziś mamy ich nieskończone ilości. Ludzie oglądają co 10 minut inny program, serial, zmieniają do woli tematykę. Docieralność do widza jest po prostu zupełnie inna, niż było to 20 lat temu.

Jak ocenia pan tą obecną scenę kabaretową?
Jak wszystkie dziedziny życia i ta strasznie się skomercjalizowała. A nie zawsze odbywa się to z korzyścią dla rozrywki. Sporo jest kabaretów, które żyją ze swoich występów, zarabiają w ten sposób. Wyraźnie dostrzegam upadek kabaretu, który zajmuje się polityką. Chodzi mi o rzeczywistą analizę polityczną, której mało kto się podejmuje. Staram się zatem, by w naszym kabarecie satyra polityczna stale się pojawiała, bo uważam, że podnosi to wartość programu.
Na pewno nie jest to łatwe. Wymaga takiego samego wysiłku, jak w przypadku dziennikarzy publicystów, którzy muszą mieć ogromną wiedzę, by pisać rzeczowe felietony. Trzeba czytać, oglądać, interesować się. A w dobie potężnej komercjalizacji, kiedy telewizja jest strasznym chłamem i w zupełnie niezrozumiały sposób ?ściga się? na bezsensowne programy, potrzeba znacznie większego zaangażowania się w taką tematykę. Nie jesteśmy tylko kuglarzami, ale ludźmi dowcipnymi, z poczuciem humoru, a przede wszystkim myślącymi.

A co śmieszy Leszka Malinowskiego?
Bawię się trzema rodzajami humoru. Pierwszy to przywołana już satyra polityczna. Drugi to satyra obyczajowa z naszym znakiem rozpoznawczym w postaciach Mariana i Heli. A ostatnio zasmakował mi humor absurdu w wydaniu kabaretu Łowcy.B. Do naszego koszalińskiego festiwalu zaprosiłem właśnie Mariusza Kałamagę, którego poczucie humoru bardzo mi odpowiada. To taki powiew świeżości w naszym kabarecie. Zdecydowanie mnie to pociąga.

Wiele skeczów odbywa się na granicy dobrego smaku, zwłaszcza w próbach poruszania relacji damsko-męskich. Ma się wrażenie, że chce pan przekazać widzom coś więcej, a nie do końca jest na to przyzwolenie.
Staram się, by to, co przedstawiamy, nikogo nie uraziło. Jeśli nasze żarty kogoś uraziły, to mogę tylko za to bardzo przeprosić, bo nigdy nie jest to w żaden sposób zamierzone. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem przeklinania na scenie, pokazywania rzeczy niesmacznych. Oczywiście, pojawiają się i skecze, nazwijmy to ?z pogranicza?, ale dotykają one problemów, o których powszechnie się mówi. Nie jest to więc nic innego, jak zdawanie sprawozdania z obserwacji bieżących wydarzeń i trendów.

Istotny element pana życia to aktorstwo, choć nie kształcił się pan w tym kierunku. Skąd zatem właśnie taka droga?
Zaczęło się to na studiach. Dorastałem na przełomie lat 70. i 80. W środowiskach akademickich wiele się wtedy działo. Były prężne kluby, teatry. Mnie to wszystko bardzo pociągało. Więcej czasu spędzałem w klubie studenckim, aniżeli nad książkami.
Mówiąc najogólniej, byłem średnim studentem. Interesowało mnie życie kulturalne. Startowałem w przeglądzie piosenki aktorskiej, byłem aktywnym członkiem teatru studenckiego, wstąpiłem nawet do Zespołu Pieśni i Tańca ?Bałtyk?. Miałem ten ?ciąg? na scenę. Dowiedziałem się któregoś dnia o przeglądzie ?PaKA? w Krakowie. Wykorzystując swoje doświadczenia stworzyłem program, który okazał się najlepszy. Później przyszły następne nagrody i nie wypadało nie kontynuować ścieżki kabaretowej.
Dzięki kontaktom z telewizją doprowadziliśmy do stworzenia dwóch seriali ? ?Badziewiakowie? i ?Skarb sekretarza?. Na wiosce położonej 50 kilometrów od Koszalina nakręciłem film ?Jest sprawa...? z udziałem świetnych aktorów, jak Krzysztof Kowalewski, Bohdan Łazuka, Joanna Kurowska, czy Orły Górskiego. Traktuję te produkcje jako moje komiczne widzenie świata, które starałem się przełożyć na film i kabarety również. Mam nawet na koncie sztukę teatralną dla teatru w Słupsku, która swego czasu cieszyła się dużym zainteresowaniem.

Najbardziej zapamiętany jest pan z absolutnie wyjątkowej roli Heli. Dla aktora niezawodowego to chyba bardzo trudne zadanie?
Nie wiem, z czego to wynika, ale najwyraźniej mam jakieś ?czucie? przejścia w osobowość kobiecą. Nie zapomnę, jak nasza wspaniała artystka Hanka Bielicka mówiła: ?Trudno zagrać kobietę w sposób autentyczny. Pan to umie?. Byłem z tego dumny.
Ale od razu zaznaczę, że nie mam żadnej recepty na to. Jak sądzę, to kwestia dobrego zmysłu obserwacji, bo tworząc daną kreację odwołuję się do czegoś, co zobaczyłem. Widzę zachowania kobiet w różnych miejscach, stąd pomysł, aby powstał obraz typowo polskiej ?zrzędy?.
Najważniejsze jest umieć obserwować. Jeśli obserwacja jest autentyczna, publiczność to doceni. Mam nadzieję, że tak będzie również w przypadku nowego programu, który kabaret ?Koń Polski? pokaże jesienią. Mam nadzieję, że również w Bielsku-Białej.

Rozmawiali: Mirosław Łukaszuk i Marcin Nikiel


 

Mirek z Malinowskim INTLeszek Malinowski podczas rozmowy z dziennikarzem ?Gazety Beskidzkiej?. Foto: MN