Coraz więcej osób, grup, stowarzyszeń i lokalnych inicjatyw przyłącza się do protestu przeciwko niskiej emisji, a właściwie tym, którzy ją wywołują. I słusznie, bo za tanie palenie śmieciami jednych, inni płacą podwójnie.
Tegoroczna zima w sposób szczególny pokazała problem niskiej emisji. Pyły, jakie powstają w wyniku spalania najgorszej jakości węgla i innych śmieci, zawieszone w przestrzeni nie tylko naszego regionu, wielokrotnie wywoływały alarm służb, odpowiedzialnych za monitorowanie jakości powietrza. Przyjdzie jeszcze pora na dokładne statystyki, ale widać dużą zależność między zatrutym powietrzem a epidemią grypopodobnych przeziębień, które w ostatnim czasie dopada olbrzymi odsetek populacji.
Nic dziwnego, że tak wiele inicjatyw organizacji społecznych – nie tylko tych z branży ekologicznej – jak i prywatnych osób jednoczy się przeciwko tym, którzy są odpowiedzialni za niską emisję. Od dawna w Polsce już nie wielki przemysł wytwarza najwięcej pyłów, lecz domowe kotły, opalane śmieciami, m.in. najgorszym węglem, ale i drewnem, a także tym, co zbyt drogo kosztuje przy odbiorze odpadów komunalnych.
Argumentem, podnoszonym przez właścicieli domów, posiadających najprostsze kotły grzewcze, niezmiennie pozostaje cena tak samego kotła, jak i paliwa. Gaz jest drogi, dobry węgiel – wcale nie wiele tańszy. Nie stać ich na drogie paliwo.
Dlaczego jednak ci, którzy ogrzewają swoje domy w zgodzie z normami emisji, ponosząc z tego tytułu dużo większe koszty, mają się na to zgadzać? Dlaczego mam pozwolić sąsiadowi, palącemu śmieciami, aby mnie zatruwał. Przecież on oszczędza moim kosztem, dlaczego mam się na to zgadzać?
Pamiętam, nie tak wcale dawno, gdy sprzedawcy komputerów zaczęli instalować systemy operacyjne w każdym urządzeniu, którego cena przez to była wyższa. Wtedy też było słychać głosy oburzenia, że przecież nie każdy chce mieć system operacyjny. Branża nie poddała się argumentując, że skoro stać Cię na komputer, to powinno Cię również stać na legalny system operacyjny, a nie jego tanią piracką kopię. To przeniosło rezultaty. W wypadku tanich kotłów sprawa jest zapewne trudniejsza, bo producenci „ekologicznego” ogrzewania nie stanowią takiej siły, jak globalne firmy programistyczne.
Boję się, że niewiele pomoże samo wydawanie zakazów palenia śmieciami. Nawet jeżeli temu towarzyszyć będzie ustawowa likwidacja punktów sprzedaży złej jakości węgla, czego słusznie domagają się „antysmogowcy”. Trzeba podjąć więcej działań, z karaniem sprzedawców kotłów, niespełniających norm, włącznie. A także zwiększyć uprawnienia inspekcyjne służb ochrony środowiska, aby bez koniecznej asysty policji mogły kontrolować urządzenia grzewcze, karząc za brak właściwych. Nasze zdrowie warte jest radykalnych działań.

Mirosław Łukaszuk