19.09.2019
Powiat Bielski, Czyste Beskidy
EKO-SPOJRZENIE: „Dziki” problem

Zniszczone użytki zielone i przetrzebione gospodarstwa hodowlane, a w konsekwencji również znaczne straty finansowe – to nader częsty ostatnio problem rolników w regionie Podbeskidzia.
Obszar to jak wiadomo piękny, dobrze się rozwijający i będący dla wielu osób idealnym miejscem do zamieszkania. Co jeszcze? Bez wątpienia wyróżnia go także obfitość zwierzyny. Tu zatrzymujemy się nieco dłużej...
W maju tego roku w Wiśle Malince wataha wilków zaatakowała stado pasących się owiec. Drapieżniki rozszarpały i zagryzły dokładnie szesnaście sztuk zwierząt. Kilka tygodni temu nastąpił kolejny „zorganizowany” atak. Tym razem na granicy powiatu bielskiego dziki ruszyły na pola uprawne, niszcząc je w znaczącej większości. Gospodarz rozległego terenu ową dewastację odkrył, ale na tyle późno, iż skomplikowane było już staranie się o należne odszkodowanie.
Rolnicy przyznają, że właśnie wolno żyjące zwierzęta, przede wszystkim dziki, wilki, jelenie, ale nawet i psy, są dla nich coraz większym utrapieniem. Problem – delikatnie rzecz ujmując – nie jest łatwy do rozwiązania. Obecności dzikich zwierząt w bliskości gospodarstw sprzyja znaczny poziom zurbanizowania regionu, wszak przemieszczają się one nie inaczej, jak w kierunku rozlicznych gruntów rolnych. A gospodarka łowiecka rządzi się swoimi prawami. Wilki są w Polsce pod ochroną, dodatkowo w myśl aktualnie obowiązujących przepisów odstrzał zwierzyny przez myśliwych możliwy jest w odległości nie mniejszej niż 150 metrów od zabudowań.
Czy więc przywołanym powyżej sytuacjom można w jakikolwiek sposób zaradzić? Zmiana prawa? Redukcja pogłowia wilka? Na ten moment jednego „złotego środka” szukać próżno. Mamy za to wymowne liczby. W powiatach bielskim, żywieckim i cieszyńskim grasuje wedle szacunków ok. 200 wilków, które tylko w ciągu doby przemierzyć mogą nawet 60 km. Za to dziki w stadzie spędzić potrafią cały okres wegetacyjny w większych rozmiarów polach, zwłaszcza szczególnie narażonej na zniszczenia kukurydzy. Ledwie 1 hektar to strata pieniężna rzędu kilku tysięcy złotych.
Obszar to jak wiadomo piękny, dobrze się rozwijający i będący dla wielu osób idealnym miejscem do zamieszkania. Co jeszcze? Bez wątpienia wyróżnia go także obfitość zwierzyny. Tu zatrzymujemy się nieco dłużej...
W maju tego roku w Wiśle Malince wataha wilków zaatakowała stado pasących się owiec. Drapieżniki rozszarpały i zagryzły dokładnie szesnaście sztuk zwierząt. Kilka tygodni temu nastąpił kolejny „zorganizowany” atak. Tym razem na granicy powiatu bielskiego dziki ruszyły na pola uprawne, niszcząc je w znaczącej większości. Gospodarz rozległego terenu ową dewastację odkrył, ale na tyle późno, iż skomplikowane było już staranie się o należne odszkodowanie.
Rolnicy przyznają, że właśnie wolno żyjące zwierzęta, przede wszystkim dziki, wilki, jelenie, ale nawet i psy, są dla nich coraz większym utrapieniem. Problem – delikatnie rzecz ujmując – nie jest łatwy do rozwiązania. Obecności dzikich zwierząt w bliskości gospodarstw sprzyja znaczny poziom zurbanizowania regionu, wszak przemieszczają się one nie inaczej, jak w kierunku rozlicznych gruntów rolnych. A gospodarka łowiecka rządzi się swoimi prawami. Wilki są w Polsce pod ochroną, dodatkowo w myśl aktualnie obowiązujących przepisów odstrzał zwierzyny przez myśliwych możliwy jest w odległości nie mniejszej niż 150 metrów od zabudowań.
Czy więc przywołanym powyżej sytuacjom można w jakikolwiek sposób zaradzić? Zmiana prawa? Redukcja pogłowia wilka? Na ten moment jednego „złotego środka” szukać próżno. Mamy za to wymowne liczby. W powiatach bielskim, żywieckim i cieszyńskim grasuje wedle szacunków ok. 200 wilków, które tylko w ciągu doby przemierzyć mogą nawet 60 km. Za to dziki w stadzie spędzić potrafią cały okres wegetacyjny w większych rozmiarów polach, zwłaszcza szczególnie narażonej na zniszczenia kukurydzy. Ledwie 1 hektar to strata pieniężna rzędu kilku tysięcy złotych.
REDAKTOR